Wiele już napisano o okropnościach II Wojny Światowej. O obozach koncentracyjnych, o dywanowych bombardowaniach miast, o Katyniu i Rzezi Wołyńskiej, o straszliwych japońskich eksperymentach, o Hiroszimie i Nagasaki… Są jednak zbrodnie, o których nie pamiętamy lub pamiętać nie chcemy. A jedną z nich jest to, co 18 sierpnia 1941 roku stało się w miejscu znanym jako Dnieprzańska Elektrownia Wodna, a następnie wzdłuż biegu Dniepru.
Dnieprzańska Elektrownia Wodna
Znana także jako Dnieproges, była obok huty w Magnitogorsku sztandarową budową pierwszego radzieckiego Planu Pięcioletniego – tak zwanej pięciolatki – i powstała w latach 1927-1932. Wysoka na 60 i długa na 760 metrów, stanowiła jedną z budowli wchodzących w skład planu GOELRO, czyli Państwowego Planu Elektryfikacji Rosji. Tak o elektrowni pisał amerykański dziennikarz, Hubert Renfro Knickerbocker:
“Dnieprostroj była niemalże obiektem kultu u Sowietów […]. To było największe, najbardziej spektakularne i najpopularniejsze dziecko Pierwszego Planu Pięcioletniego.”
Aby pokryć koszty budowy, za granicę wyprzedawano zbiory sztuki z Ermitażu oraz zboże, co już w roku otwarcia Dnieprogesu przyczyniło się do klęski Wielkiego Głodu na Ukrainie, tak zwanego hołodomoru. W wyniku jej budowy powstał zbiornik wodny o powierzchni 420 km2, a sama elektrownia potrafiła wygenerować imponujące wówczas 1569 MW. Po biegnącym po koronie zapory szerokim Prospekcie Lenina (a jakże) mogły jeździć nawet tramwaje oraz wymijać samochody.
O wielkiej inwestycji pisano nawet pieśni:
“Warczą motory na Dnieprostroju, sztandar powiewa czerwony, a na zachodzie idą do boju proletariuszy miliony”
Lata mijały, elektrownia dostarczała prąd Ukrainie i innym państwom ZSRR, regulowała bieg rzeki Dniepr i ułatwiała żeglugę zalewając niebezpieczne porohy, stanowiła ważny korytarz komunikacyjny. Aż nadeszły czasy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, a niemieckie wojska wdzierały się coraz głębiej na terytorium Związku Radzieckiego. Tama mogła trafić w ich ręce, ułatwić przeprawę przez rzekę, a do tego nie można było dopuścić.
Specjalista od wybuchów
Po ataku Niemiec na ZSRR, podpułkownik Borys Epow, dotychczasowy wykładowca akademii saperów, został oddelegowany na przedpola Moskwy, gdzie projektował i budował rożnego typu przeszkody – głównie wybuchowe, w czym też się specjalizował. To właśnie Epow już w 1931 roku zasłynął udziałem w planowaniu wysadzenia i samym wysadzeniu Soboru Chrystusa Zbawiciela, największej w świecie prawosławnej świątyni. Niedługo potem, gdy wojska niemieckie coraz bardziej posuwały się na wschód, podpułkownik dostaje specjalną, tajną misję od Lenotija Kotlara – ma zaplanować wyburzenie słynnej elektrowni Dnieproges, aby utrudnić drogę najeźdźcy.
15 sierpnia 1941 roku, Epow wylatuje do Zaporoża wraz z oddanym mu do dyspozycji batalionem żołnierzy, dwudziestoma tonami materiału wybuchowego i upoważnieniem od samego Stalina do wysadzenia zapory. Na miejscu, wraz z kilkoma wtajemniczonymi w plan saperami, przez kilka dni układa materiał wybuchowy (amonal – stosowany m.in. w głowicach torped) wzdłuż zewnętrznego chodnika zapory.
Teraz Epowowi zostało już tylko czekanie na właściwy moment. Tym ma być ukończenie ewakuacji przez tamę 157. pułku NKWD – jednego z wielu oddziałów, które użyły tamy jako drogi ewakuacyjnej – oraz zbliżenie się Niemców do zachodniego brzegu.
Fala
Właściwy moment nadchodzi 18 sierpnia około godziny 20. Znajdujące się już na wciąż bezpiecznym wschodnim brzegu Dniepru oddziały NKWD przekazują podpułkownikowi informację o zbliżających się wojskach niemieckich. Epow decyduje o wysadzeniu zapory.
Wybuch 20 ton materiałów wybuchowych powoduje powstanie około 135-metrowej (lub, według innych danych, 165-metrowej) wyrwy, a przez nią przelewa się 30-metrowa ściana wody. Potężna fala spływa w dół głównej rzeki Ukrainy, siejąc spustoszenie na obszarach przybrzeżnych i zupełnie zalewając wyspę Chortyca – największą wyspę na Dnieprze.
Fala zabija około 120 tysięcy osób – głównie mieszkańców niżej położonych miast i wiosek Zaporoża, uciekinierów z zajętych przez Niemców terenów, radzieckich żołnierzy na wyspie Chortyca i przeprawiających się przez Dniepr. Wysadzenie odcięło dostawy prądu, a także przeszkodziło w dalszej ewakuacji radzieckich dywizji.
Główny cel, dla którego Dnieprzańska Elektrownia Wodna zostaje wysadzona, nie zostaje osiągnięty. Ani trochę nie spowalnia postępów wojsk Hitlera, a niemieckie straty szacuje się na 1500 żołnierzy zabitych falą powodziową.
Nie dowierzali własnym oczom
Żołnierze, widząc to, co właśnie się stało, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Podpułkownika Epowa uznali za sabotażystę, którego następnie zatrzymano i przekazano radzieckiemu kontrwywiadowi – oddziałom SMIERSZ-u. Misja była tak tajna, że nawet tam nic o niej nie wiedziano i siłą próbowano wymusić na Epowie zeznania o jego mocodawcach. Dopiero po upłynięciu miesiąca, gdy na bankiecie u Stalina Kotlar wspomniał o losie podpułkownika, generalissimus wydał nakaz jego uwolnienia.
Losy powojenne
Po uwolnieniu i otrzymaniu osobistych przeprosin od dowódcy SMIERSZ-u, Epow aż do końca wojny zajmował się projektowaniem i konstruowaniem min. W 1946 roku otrzymał nawet wysoką odznakę – Nagrodę Stalinowską. W 1986 napisał swoją autobiografię. Zmarł w 1991 roku, w wieku 91 lat.
Czytaj więcej: Wieluń – czy to właśnie tu rozpoczęła się II Wojna Światowa?
Dnieprzańska Elektrownia Wodna została natomiast po wysadzeniu przejęta przez Niemców, przebudowana, naprawiona i uruchomiona ponownie. Kilka lat później, gdy wojska niemieckie były w odwrocie, planowali oni kompletne wysadzenie zapory, ale zostali w porę powstrzymani przez oddziały Armii Czerwonej.
Przez cały okres stalinowski, oficjalna retoryka Związku Radzieckiego mówiła, że Dnieprzańska Elektrownia Wodna została zniszczona przez Niemców. Nagrano nawet fałszywy film montując niemieckie kroniki filmowe, pokazujące skutki jej zburzenia, z kadrami z bombardowania powierzchni bliżej nieznanego jeziora. Zapewne wstyd było się przyznać, że dla 1500 ofiar po stronie nazistów, poświęcono 120 tysięcy własnych obywateli, nie mówiąc już o zniszczonej wartości materialnej.
Za czasów Chruszczowa retorykę zmieniono: mówiono, że to wprawdzie Rosjanie wysadzili zaporę, ale dla większego dobra – po to, aby nie wpadła w ręce Niemców jako strategiczny punkt i duma Związku Radzieckiego, a także aby zatopić niemieckie przeprawy przez Dniepr.
Odbudowana i zmodernizowana elektrownia istnieje do dzisiaj i jest milczącym świadkiem największej hydrokatastrofy w Europie oraz jednej z największych zbrodni II Wojny Światowej.