Jako amator fotografii, zawsze lubiłem przyjrzeć się, czym ludzie cykają foty, w szczególności w turystycznych miejscowościach. W ostatnim czasie będąc w takowej przeżyłem pewien szok – otóż aparatów fotograficznych nie używał już prawie nikt. Ale od początku.
Wiele lat temu, gdy smartfony dopiero raczkowały, niemal każdy turysta brał ze sobą jakiś aparat. Najczęściej był to jakiś kompakt, czasem superzoom (pamięta ktoś o takim modnym niegdyś wynalazku?), co bogatsi bardziej zaawansowani mieli ze sobą lustrzanki, ówczesny symbol statusu. Koniecznie z kitowym obiektywem i niezależnie od pory dnia nałożoną dużą osłoną, tak aby pokazać, że się powodzi. Robili tysiące zdjęć, których nikt potem nie chciał przeglądać.
Jednak aparaty w smartfonach z roku na rok robiły się coraz lepsze. W pewnym momencie stały się wystarczająco dobre, by zastąpić kompakty, które wymarły niedługo później.
To zrozumiałe. Po co nosić ze sobą dodatkowy sprzęt, po co w ogóle go kupować, skoro na ekranie smartfona, ani tym bardziej na Facebooku lub innym Instagramie i tak nie widać różnicy.
Wciąż jednak wielu było użytkowników lustrzanek, a niedługo później również bezlusterkowców. Z biegiem czasu wykruszyły się osoby, które kupiły taki aparat bo wygląda profesjonalnie, a nigdy nawet nie włączyły trybu innego niż AUTO, o robieniu zdjęć w formacie RAW nie wspominając, ale pozostawali ci, którym zależało na jakości i którzy jakąś tam wiedzę o robieniu zdjęć i obsłudze aparatu posiedli.
Ale i tych pozostało już bardzo niewielu. Na każdy wyjazd zabieram ze sobą stareńkiego, ale niezawodnego Nikona D7000 wraz z dwoma obiektywami. I zazwyczaj jestem jedyną osobą w zasięgu wzroku, która robi zdjęcia czymś innym niż smartfon. Zacząłem więc się zastanawiać:
Kto dziś potrzebuje aparatu?
Nie liczymy profesjonalistów. To zupełnie inna kategoria. Mówimy o osobach, które chcą zwyczajnie zrobić kilka ładnych zdjęć, które nie zarabiają ani tym bardziej nie żyją z fotografii.
Obserwując niebywały rozwój aparatów w smartfonach mogę sam sobie odpowiedzieć: prawie nikt. Oto bowiem jakość osiągnęła poziom zupełnie zadowalający dla tzw. zwykłego użytkownika. Ograniczenia optyczne i mały rozmiar matrycy udało się obejść algorytmami, trybami nocnymi, oversamplingiem. A i same matryce znacząco urosły, te stosowane we flagowych smartfonach zbliżają się niebezpiecznie do ostałych się niedobitków kompaktów, którym udało się uchować cudem w swojej niszy, takich jak linia Sony RX100. Pojawiły się dodatkowe obiektywy, szerokie i tele-, a nawet specjalne obiektywy do makro lub głębi. Nie zapomnijmy o wideo: 8K? Jest. Slow-mo? Proszę bardzo. Stabilizacja optyczna? Oczywiście.
Czytaj więcej: 10 najbardziej niezwykłych obiektywów w historii fotografii
Smartfon stał się urządzeniem kompletnym, spełniającym zadania wielu innych, często w lepszy sposób. A przy tym prostszy dla zwykłego użytkownika, choć dawno przerósł go możliwościami, co w kwestii fotografii widać wyraźnie. Osoba niezainteresowana fotografią chce kliknąć i otrzymać po chwili ładne zdjęcie. Nie kręcić kółeczkami, ustawiać jakieś ISO i czasy, ani nawet zmieniać trybów – dlatego smartfony robią to same.
Pomijając wspomnianych wcześniej profesjonalistów, aparat jest dziś moim zdaniem urządzeniem wyłącznie dla osób, które spełniają co najmniej jeden z poniższych warunków:
- chcą najwyższej możliwej jakości, bez żadnego ale. Choć zdjęcia ze smartfona potrafią wyglądać obłędnie, różnica pomiędzy pełną klatką z podpiętym porządnym obiektywem, a nawet najlepszym smartfonem, jest gigantyczna.
- interesują się fotografią i chcą się w niej rozwijać, nawet jeśli zupełnie hobbystycznie. Smartfony nie dają takiej frajdy z robienia zdjęć, są zbyt inteligentne, próbują myśleć za użytkownika. I zazwyczaj mają rację, ale wciąż są ludzie, którzy chcą poznać fotografię nieco bliżej niż pozwala na to smartfon.
Dla całej reszty – wystarczy smartfon. Naprawdę.
Jaki los czeka aparaty fotograficzne?
Producenci aparatów nie mają kolorowo. Sprzedaż ciągle spada, szczególnie aparatów amatorskich, które są jeden po drugim wycinane z oferty. Nadzieją producentów pozostają bezlusterkowce, szczególnie te dedykowane zaawansowanym amatorom i profesjonalistom. Te wydają się jedynymi, które przynajmniej przez pewien czas przetrwają smartfonowe natarcie, przynajmniej dopóki nie powstaną algorytmy umożliwiające odtworzenie oferowanej przez nie jakości z małych matryc i obiektywów. O ile w ogóle powstaną.
Niestety, oznacza to trudne czasy dla osób, które chcą spróbować rozwijać się fotograficznie, ale niekoniecznie od razu inwestować duże kwoty. Wcześniej taka osoba miała możliwość wyboru taniego, amatorskiego aparatu z jakimś podstawowym obiektywem i przekonania się, czy rzeczywiście ją to interesuje. Jeśli tak – można było kupić lepszy. Jeśli nie – niewielka strata. Dziś natomiast może albo wybrać sprzęt używany, albo też wydać sporo pieniędzy na nowy, zaawansowany aparat, dedykowany osobom, które umieją wykorzystać jego możliwości. Nie zapomnijmy również o cenach optyki. Mało już pozostało modeli dla początkujących, a będzie ich jeszcze mniej, bo tych początkujących jest zbyt niewielu, by opłacało się dla nich wytwarzać i rozwijać nowe produkty.
I wielu z tego powodu pomysł przejścia ze smartfona na dedykowany aparat zupełnie porzuci. A szkoda.
Jak sądzisz – czy warto dziś kupować aparat? A może wystarczy smartfon? Podziel się opinią w komentarzu.