Prawie każdy z nas ma jakiś ulubiony napój gazowany. Pomimo negatywnego wpływu na zdrowie oraz wzrostu cen spowodowanego wprowadzonym ostatnio tzw. podatkiem cukrowym, nie zapowiada się, by ich spożycie miało w najbliższym czasie zacząć spadać. Czy jednak nawet najsmaczniejszy napój jest wart wymiany za… flotę okrętów wojennych? Cóż, był taki czas w historii, gdy władze Związku Radzieckiego uznały to za wspaniały pomysł.
Pokażmy im zalety kapitalizmu
Krótko po śmierci Józefa Stalina w 1953 roku, władzę nad Związkiem Radzieckim objął Nikita Chruszczow. Jego wizja przyszłości kraju znacząco różniła się od poprzedników – chciał zreformować kraj i rzeczywiście poprawić poziom życia współobywateli, a także otworzyć się na świat, zachowując przy tym oczywiście socjalistyczne przekonania. W 1959 roku władze ZSRR podjęły niezwykle liberalną jak na tamte czasy decyzję o otwarciu Amerykańskiej Wystawy Narodowej w Moskwie, co było wydarzeniem wręcz szokującym, mając w pamięci twierdzenia o amerykańskich imperialistach i kapitalistycznych rekinach.
Stany Zjednoczone chętnie na tę propozycję przystały – ówczesny prezydent Dwight Eisenhower uznał to za świetną okazję do przedstawienia radzieckiemu narodowi zalet płynących z ustroju kapitalistycznego. Na wystawę przywieziono imponującą liczbę przeróżnych przedmiotów: ubrania, napoje, przedmioty użytku domowego, przyrządy farmerskie, wyposażenie sportowe, łodzie, samochody, traktory, telewizory, zestawy HiFi, komputer IBM RAMAC 305, książki, muzykę na płynach winylowych… łącznie 3000 ton materiałów. Znalazło się nawet miejsce dla całego modelowego domu amerykańskiej rodziny klasy średniej. Głównym przedstawicielem USA w Moskwie został wiceprezydent Richard Nixon.
Nieprzypadkowo przedmiotom użytku codziennego poświęcono szczególną uwagę. To właśnie w tej kwestii Stany Zjednoczone miały, w przeciwieństwie do przemysłu ciężkiego lub eksploracji kosmosu, ogromną przewagę nad ZSRR. Wiele z prezentowanych gadżetów było wówczas zupełnymi nowinkami, które nie zdążyły jeszcze trafić pod strzechy domów, o czym oczywiście nie wspominano – chodziło przecież o pokazanie przewagi systemu kapitalistycznego w możliwie najbardziej namacalny sposób.
Oprócz wymiaru ideologicznego, wystawa miała także wielkie znaczenie handlowe. Prezentowano produkty ponad 450 amerykańskich firm, a każda z nich bardzo chętnie podjęłaby się sprzedaży na tak ogromnym i pozbawionym konkurencji w wielu dziedzinach rynku.
W przeciągu 6 tygodni trwania wystawy, została ona odwiedzona przez 3 miliony ludzi.
Dyskusja o kuchnię
Nixon i Chruszczow, obaj uczestnicząc w wystawie, spotkali się wreszcie przy jednej z trzech modelowych kuchni. Wywiązała się tam między nimi zażarta, ale przyjacielska dyskusja o to, który z ustrojów jest tym lepszym – kapitalizm, czy może socjalizm. Jej część można zobaczyć na poniższym nagraniu:
Tu okazję wyczuł obecny na wystawie Donald Kendall, wiceprezes Pepsi, sprytnie podsuwając radzieckiemu przywódcy kubeczek z pysznym, słodkim napojem Pepsi na ochłodę.
Chruszczowowi bardzo spodobał się smak nieznanego napoju, podobnie jak innym uczestnikom, choć nie wszystkim – pojawiły się także określenia “smakuje jak pasta do butów”. Skądkolwiek znali smak pasty do butów.
Ten ruch, jeden kubeczek podany we właściwe ręce, miał zapewnić Kendallowi szybki awans na stanowisko prezesa, a samej firmie – ogromy rynek zbytu w ZSRR. Pepsi, smak kapitalizmu, tak bardzo spodobał się decydentom, że miał stać się dostępny dla każdego radzieckiego obywatela. Problem w tym, że handel z tym krajem wcale nie był tak prosty, jak mógłby się wydawać.
Jak zapłacić za Pepsi? Wódką!
Rubel ZSRR nie miał poza jego granicami żadnej wartości. Kurs waluty był sztucznie regulowany przez władze, nie można było jej także wywozić poza kraj. Jak więc zapłacić za importowane z USA Pepsi? W grę nie wchodziło płacenie dewizami, te bowiem były zbyt cenne, by wydawać je na jakiś słodki napój gazowany.
Negocjacje trwały aż do 1972 roku. Wtedy właśnie zdecydowano się na opłatę barterową – za każdą pełną butelkę Pepsi jej producent miał otrzymywać pełną butelkę Wódki Stolicznej o identycznej pojemności, którą następnie sprzedawano w USA. Z chwilą sprzedaży pierwszych sztuk napoju, Pepsi stało się pierwszym w historii amerykańskim produktem sprzedawanym na radzieckim rynku.
…lub okrętami wojennymi. Pepsi w ZSRR.
Napój bardzo posmakował obywatelom ZSRR. Pod koniec lat 80. wypijano tam blisko miliard butelek Pepsi rocznie. Zdecydowanie więcej, niż amerykanie byli zdolni wypić radzieckiej wódki, której spożycie spadało z roku na rok. Zarząd Pepsi zdecydował się więc renegocjować wygasającą w okolicach 1989 roku umowę na dostawy napoju.
Wkrótce gruchnęła wieść, że oto amerykańska spółka stała się właścicielem siedemnastu łodzi podwodnych, krążownika, fregaty i niszczyciela. Taka właśnie flotylla została przez upadający Związek Radziecki zamieniona na dostawę Pepsi na kwotę 3 miliardów dolarów. Zanim okręty zostały sprzedane, Pepsi stało się chwilowo właścicielem szóstej najpotężniejszej marynarki na świecie.
Rozbrajam Związek Radziecki sprawniej niż wy!
– żartował Donald Kendall pytany przez amerykańskie władze o nowo zawarty kontrakt.
Za dodatkową partię Pepsi, tym razem o wartości miliarda dolarów, ZSRR sprzedał amerykańskiej spółce dziesięć nowych tankowców. Media nazywały tę umowę interesem stulecia. Przedwcześnie.
Odwieczny konkurent
W 1991 roku Związek Radziecki przestał istnieć, a w spowodowanej tym wydarzeniem zawierusze, Pepsi miało potężne problemy z odzyskaniem swoich aktywów wciąż znajdujących się na terenie kraju. W warunkach hiperinflacji, upadku struktur państwowych, przywrócenia granic oraz pełnej korupcji prywatyzacji, Pepsi miało stracić olbrzymi majątek. Spółka musiała nagle renegocjować umowy z piętnastoma nowymi państwami, które powstały po rozpadzie Związku – przykładowo, stocznia produkująca zamówione tankowce znajdowała się na Ukrainie, a fabryka butelek – na Białorusi.
Podczas gdy Pepsi walczyło o odzyskanie swojego majątku, powstałą szansę skrzętnie wykorzystała konkurencja w postaci Coca-Coli, która z przytupem i olbrzymią akcją marketingową weszła na post-radziecki rynek. Wysłano nawet specjalnie przygotowaną butelkę coli na rosyjską stację kosmiczną. Ostatecznie stało się nieuniknione i w 1996 roku Coca-Coli udało się wyprzedzić Pepsi w Rosji.
Na druga wciąż jednak cieszy się uwielbieniem Rosjan. W dzisiejszych czasach kupuje się ją jednak za ruble, nie w barterze za wódkę i okręty.