MAGNIFIER nie był, nie jest i nie będzie miejscem dla polityki. Piszę tu o technologii, motoryzacji, fotografii, nauce i historii. W skrócie – o interesujących mnie tematach. Od całego politycznego szamba próbuję się natomiast trzymać z daleka. Są jednak pewne sprawy polityczne, które wręcz wymagają komentarza, a jedną z nich bez wątpienia jest konferencja bliskowschodnia – największa porażka ostatnich lat dla kraju, w którym przyszło nam żyć.
Krótka historia o Kraju nad Wisłą
Gdzieś na samym środku mapy kontynentu zwanego Europą znajduje się średniej wielkości państwo. To Polska. Kraj ten mógł niegdyś poszczycić się dużym znaczeniem, aż wewnętrzne interesy rządzących nim grup społecznych doprowadziły do jego likwidacji przez trzy państwa zaborcze w trzech aktach. To przedstawienie poprzedziło wiele lat coraz większej utraty samodzielności, samostanowienia i znaczenia na arenie międzynarodowej.
Kraj ten zdołał jednak narodzić się na nowo na zgliszczach minionej potęgi. By znów stać się areną wewnętrznych sporów, zostać najechanym i znieść straszliwe krzywdy, a następnie przerodzić się w kraj satelicki jednego z dwóch ówczesnych biegunów świata – Związku Radzieckiego.
Ale i tym razem kraj ponownie odzyskał suwerenność. By znów wspominać minione dzieje, by znów dzielić się na wzajemnie zwalczające się obozy i podobozy, i by znów – tym razem w ramach przyzwyczajenia – stanowić podnóżek obcych mocarstw.
Niedawna konferencja bliskowschodnia dowodzi, że kraj zwany Polską już i w tej chwili istnieje tylko teoretycznie. Historia lubi zataczać koła, prawda? Może tym razem nie czekajmy na kolejny rozbiór. Może sami podzielmy kraj wzdłuż Wisły i zapomnijmy o państwowości, o suwerenności i wyświechtanym honorze – nie dorośliśmy do tych wartości lub przez lata niedoli na własne życzenie już nawet ich nie chcemy.
Konferencja bliskowschodnia – dlaczego to ważne?
Omawiany praktyczny dowód teoretyczności Państwa Polskiego miał miejsce w Walentynki – święto, które zwykliśmy nazywać Świętem Miłości. Cytując jednak wypowiedź pewnego piosenkarza, który postanowił zostać politykiem:
widzę różnicę między miłością i partnerstwem, a prostytucją
Oto Polska – kraj, który od kilku lat wstaje z kolan i próbuje, wymachując szabelką, dowieść swojej suwerenności i wielkości, organizuje konferencję bliskowschodnią. Konferencję Polsce zupełnie niepotrzebną, szkodliwą wręcz, dla kraju, z którym nie mamy żadnych bliższych relacji, czy to politycznych, czy handlowych. Dla Izreaela. Izraela, którego głównym towarem eksportowym jest wojna i konflikt. Izraela, którego rząd i obywatele notorycznie Polskę pomawiają i oskarżają o czyny, których Polska i Polacy nigdy nie popełnili.
Konferencja bliskowschodnia nie przynosi nam żadnego interesu politycznego. Psuje natomiast dobre relacje z Iranem. Kto by się spodziewał, że jakiś kraj może się nieco obrazić na inny kraj, który organizuje na swoim terytorium seans nienawiści i niemalże wprost układa plany wojenne? Wszyscy. Wszyscy, poza naszym rządem.
Ale i nasz rząd należy zrozumieć – nie ma innego wyjścia. My nie jesteśmy dla drugiego z krajów-gości żadnym partnerem, czy tym bardziej sojusznikiem. Dla USA staliśmy się podnóżkiem, sługą, na pewno nie 51 stanem – one przynajmniej mają nie tylko obowiązki, ale i prawa. My jesteśmy terytorium zamorskim, dominium. Lata robienia dobrze Amerykanom i skłócenie z całą Europą doprowadziły do tego, że nowa ambasador Stanów Zjednoczonych może nam na naszym terytorium dyktować warunki dokładnie tak, jak robili to posłańcy Katarzyny, Carycy Rosji, krótko przed zaborami. Spotkałem się z określeniem Polski jako wasala USA. Jest to określenie bardzo nieprawdziwe, albowiem senior przynajmniej swojego wasala szanował. Więc jeśli nasz WIELKI AMERYKAŃSKI SOJUSZNIK coś powie, to mamy to zrobić. Kropka.
Więc rząd zrobił, co mu kazano. Wielkie, gigantyczne upokorzenie Polski na niepotrzebnej Polsce konferencji.
Gdy gość pluje w twarz gospodarzowi
Oprócz jawnego wypowiadania wojny Iranowi, delegacja Izraela zajęła się czymś jeszcze. Było to sianie oszczerstw i pomówień wobec kraju-gospodarza tej imprezy nienawiści.
Mogliśmy się dowiedzieć, że my – kraj i naród, który wycierpiał straszliwe męki ze strony niemieckich najeźdźców tak naprawdę byliśmy współwinni całego zła.
Nie byle kto, bo sam premier Izraela mówi nam na środku Muzeum Polskich Żydów POLIN, że współpracowaliśmy z Niemcami w organizacji holokaustu. A nie, chwila. W wypowiedzi pada za to nazwa tylko jednego kraju. Polacy współpracowali z nazistami. To tacy jakby kosmici. Nie Niemcy. Nie.
Dziennikarka amerykańskiej telewizji NBC mówi w swoim materiale o warszawskim getcie, opowiada o tym jak bohaterscy powstańcy w getcie warszawskim walczyli przeciwko „polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”. Ponownie – Polska i jacyś tam naziści.
Mike Pompeo, sekretarz stanu USA namawia do rozliczenia się z żydowskimi roszczeniami. Roszczeniami, które powinny rozliczyć Stany Zjednoczone na mocy umowy indemnizacyjnej podpisanej przez USA jeszcze w 1960 roku za czasów rządów towarzysza Gomułki w Polsce. Umowa ta przeniosła roszczenia dotyczące odszkodowań za mienie utracone przez Holocaust obywateli amerykańskich pochodzenia żydowskiego na USA. Ale kto by o tym pamiętał…
Sikorski miał rację.
Trochę szokujące, prawda? Ale my nie mamy tu nic do gadania. Warto przytoczyć tu słynne słowa Sikorskiego z nagrań U Sowy:
Skonfliktujemy się z Rosją, Niemcami, będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy, kompletni frajerzy.
a także:
Wiesz, że polsko amerykański sojusz jest nic nie warty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Możemy sobie gadać o wstawaniu z kolan. O niezależności, o suwerenności, o samostanowieniu, o silnej Polsce. Rzeczywistość jest inna. Rzeczywistość jest taka, jak w Przepowiedni Sikorskiego. Skłóceni z całą Europą, a teraz także krajami spoza kontynentu, będziemy błagać swojego Wielkiego Pana i Władcę Sojusznika o zniesienie wiz, o stacjonowanie wojsk w obawie przed innym najeźdźcą, o tarczę antyrakietową. To nam zostało. Błagać na kolanach, z których mieliśmy wstać. Zorganizowaliśmy konferencję, która miała przynieść nam od naszego Pana dodatkowe korzyści. Pan jednak nie był w najlepszym nastroju, przyniosła więc wstyd i upokorzenie.
USA nie jest dla nas żadnym gwarantem bezpieczeństwa przed kimkolwiek. To kraj, który podobnie jak większość krajów świata, dba o własny interes. To także kraj, którego głównym towarem eksportowym jest wojna – w przeciwieństwie do Izraela, na skalę światową.
To właśnie Stany Zjednoczone są winne destabilizacji regionu bliskowschodniego. Obalenie irańskiego rządu dążącego do nacjonalizacji złóż ropy, by następnie latami wspierać reżim szacha. Podsycanie konfliktu na linii Irak-Iran i sprzedaż broni obu stronom. Nieudane interwencje i usuwanie dyktatorów za pomocą podsycania i dotowania opozycji, co doprowadziło kraje do upadku i zajęcia przez islamski ekstremizm. Miliony zabitych, kolejne miliony rannych i pozbawionych dachu nad głową – oto sukcesy Stanów Zjednoczonych.
Historię piszą zwycięzcy. Historia jest rzeczą względną.
Winston Churchill mawiał, że historię piszą zwycięzcy. My do nich nie należeliśmy, nie należymy i należeć nie będziemy – na własne życzenie. Więc historia zostanie napisana przeciwko nam. Już dziś stajemy się winni nazistowskich niemieckich zbrodni z czasów II Wojny Światowej. Stajemy się Światowym Centrum Antysemityzmu, a wycieczki po Niemieckim Nazistowskim Obozie Śmierci Auschwitz-Birkenau (w nowohistorycznej nomenklaturze: Polskim Obozie Śmierci) oprowadzane są pod ochroną przed atakami polskich antysemitów. Dzięki temu i nowe pokolenie może się dowiedzieć: oto Polacy. Oni zabijali Żydów. Oni są winni.
Niemcy są dziś potęgą gospodarczą, z którą trzeba się liczyć. Nie można ciągle wyciągać dawnych zbrodni, bo Niemcy mogą nie być zadowoleni. A my? My, podnóżek USA, nie znaczymy nic, a nasze tuptanie nóżką, obrażanie się i unikanie wyjazdu na konferencje do Izraela, dla którego organizowaliśmy seans nienawiści, nic nie da. Więc możemy być także winni zbrodni innych. Bo czemu nie?
Wszyscy chcemy dla Polski dobrze. To nasz kraj. Nasz dom. Nasze miejsce na tym świecie. Chcemy Polski silnej gospodarczo i politycznie, Polski suwerennej. Takim podejściem, które prezentujemy, nic nie osiągniemy. Nie możemy stać przed USA na kolanach, nie możemy kłócić się ze znacznie ważniejszymi dla nas gospodarczo krajami europejskimi. Nie możemy witać prezydentów Stanów Zjednoczonych organizując przedstawienia i podniecając się, jakby to sam Jezus przyszedł ponownie. Tylko nie po to, by nas zbawić, lecz by złożyć kolejne, nic nieznaczące, obietnice, którymi będziemy się przez następne tygodnie niezdrowo ekscytować.
Ale, czy na pewno chcemy tej silnej, wspaniałej Polski? Może lepiej będzie, jak się zamkniemy w swoim bagnie i będziemy cieszyć się z rozdawnictwa pieniędzy pochodzących z naszych własnych kieszeni, mrzonek o Lechickim Imperium, rzucać się do oczu tym lub tamtym, których jedynym programem jest krytykowanie tych. Może tak będzie lepiej. Tylko Polski szkoda.